O milczeniu, kasowaniu i tym, co zostaje między słowami
Hi there, sweethearts, dziwne uczucie. Kiedy patrzę na czyjąś stronę, a wszystkie wpisy nagle znikają. Tak jakby ktoś wymazał kawałek własnej historii. Może to ucieczka, może obrona, a może po prostu strach. Nie wiem. Ale wiem jedno – od samego początku mówiłam, co myślę. Jasno, bez owijania. Czasem ostro, czasem emocjonalnie, czasem może za bardzo. To była krytyka, nie hejt. Krytyka – czyli mówienie: „to nie działa”, „to jest słabe”, „możesz lepiej”. Nie „jesteś beznadziejna”. A jednak – zostałam wciągnięta w coś, co zaczęło przypominać grę. Odpowiedzi, kasowanie, zgłaszanie, ponowne wrzucanie. Jakby nie chodziło już o same treści, tylko o przetrwanie w atmosferze dramy. I wiecie co? W pewnym momencie to przestaje mieć sens. Bo słowa, które miały być mostem, zmieniają się w broń. I choć widzę różnicę między moją krytyką a jej zaczepkami – to cała sytuacja pokazuje tylko jedno: 》internet szybko zamienia spory w teatrzyk, a...